Przepis na zakręcone ciasto
_
Skręciłam staw skokowy. Znowu! Po raz kolejny, chyba już szósty, czy siódmy w przeciągu roku. Przestałam liczyć. Boli jak diabli, kostka zsiniała, spuchła, ale stopą ruszam, wprawdzie z wysiłkiem, ale jednak. Czyli raczej nie złamana. W normalnych warunkach natychmiast udałabym się po pomoc medyczną, ale teraz, podczas pandemii koronawirusa, to mocno utrudnione. Wyciągam przeto z apteczki żel gojąco-chłodzący, kompres z jałowej gazy, bandaż elastyczny i szybko opatruję obolałą kończynę. Złego licho nie bierze, mamroczę pod nosem i usadawiam się wygodnie w fotelu z nogą uniesioną na odpowiednią wysokość. Zabieram się do czytania. Każdego innego dnia zatopiłabym się bez pamięci w lekturze, ale dzisiaj, już po godzinie wiercę się, usiłując znaleźć odpowiednią pozycję, bo do komfortu jednak troszkę mi daleko. I jeszcze jakby tego było mało, niespodziewanie nabrałam apetytu na coś słodkiego. Zastanawiam się, co bym zjadła i dochodzę do wniosku, że nie pogardziłabym kawałkiem świeżego ciasta. Postanawiam więc natychmiast je upiec. Tylko problem, boląca stopa nie pozwala na zbyt długie stanie. Muszę znaleźć krótki, nieskomplikowany przepis. Proste. Myślę przez czas jakiś i nagle olśnienie. Mam! Nietrudna receptura i szybka w przygotowaniu. Przypominam sobie podstawowe składniki:
– 2 szklanki mąki,
– 1 jajko,
– 1 szklanka mleka,
– 4 łyżki dowolnej marmolady, czy dżemu,
– ¾ szklanki cukru,
– 1 stołowa łyżka oliwy,
– 1 stołowa łyżka kakao,
– 1 kopiasta łyżeczka sody oczyszczonej.
I to wszystko. Wystarczy porządnie wymieszać, wylać do foremki i piec około 40 minut w piekarniku, nagrzanym do 200 stopni Celsjusza.
Kuśtykam do kuchni, opierając się o ścianę, wyciągam naczynia i zaczynam kompletować produkty. Okazuje się, że nie mam wszystkiego, ale od czego pomysłowość. Zamiast mleka, które „wyszło”, wlewam napoczętą zawartość kubeczka jogurtu, dolewam do tego taka samą ilość przegotowanej wody. Oj, dżemu też już zabrakło! Zapomniałam, że użyłam go do wypieku rogalików według przepisu Krysi Cylwik. Swoją drogą były pyszne.
Co by tu zamiast… O! już wiem! Kupiłam kiedyś naturalne masło orzechowe. Nie było według moich standardów najsmaczniejsze, więc została połowa pojemnika. Akurat cztery kopiaste łyżki. Cukru też nie ma wystarczającej ilości, ale jest za to duże opakowanie cukru wanilinowego. Kątem oka dostrzegam niewielką torebkę rodzynek sułtańskich, zaplątaną między przyprawami. Również je dodam, a co mi tam! Dorzucam do miski resztę składników, mieszam pieczołowicie, wylewam do tortownicy wysmarowanej masłem i wysypanej tartą bułką. Wstawiam do piekarnika. Za czterdzieści minut ciasto będzie gotowe. Dla podniesienia walorów smakowych przygotuję szybko polewę z pozostałych po Wielkanocy czekoladowych figurek. Przynajmniej się nie zmarnują.
Życzcie mi, proszę, smacznego!