Muszelkowy kamyk
_
Wiecie już, kim była mityczna Ismogena. A jaka jest ta, która tak długo kryła się pod jej imieniem?
Prosimy, żeby nam dzisiaj przed snem, zamiast bajki na dobranoc, coś o sobie opowiedziała i oddajemy jej głos...
Hmm, trudna sprawa, nie wiem, co mogłoby was zaciekawić…
O, mam pomysł, opowiem o swoim pierwszym spotkaniu z Bałtykiem. Nie muszę sobie niczego przypominać, pamiętam to dokładnie, chociaż zdałam wtedy do piątej klasy, czyli miałam jedenaście lat.
Na te wakacje czekałam z utęsknieniem już od połowy kwietnia. Ojciec dostał skierowanie na wczasy, nie jak zwykle nad jezioro Rajgrodzkie, tylko nad MORZE! Do Jastrzębiej Góry! Liczyłam niecierpliwie dni, aż nadszedł upragniony dzień. Nareszcie!
Po długiej, nader nużącej podróży z trzema przesiadkami, dotarliśmy na miejsce.
Przywitała nas gęsta mżawka i porywisty wiatr. Jeżeli myślicie, że to zatrzymało mnie pod dachem, to się mylicie!
Zmęczeni rodzice woleli odpocząć, ale wabiona głośnym szumem i słono-gorzkim zapachem, podbuntowałam brata i zgodnym chórem wyjęczeliśmy przyzwolenie na krótki spacer. Obiecałam, że tylko zobaczymy morze i wracamy!
Dom wczasowy stał o kilka kroków od brzegu klifu, toteż zaledwie kilka minut zajęło nam dotarcie do drewnianych stopni, wiodących ponad dwadzieścia metrów w dół.
Biegłam przodem, więc zanim rodzice z bratem dotarli do połowy schodków, ja już byłam na plaży. Pędząc z góry chłonęłam widok srebrzystoszarej, wzburzonej, walącej z pienistymi rozbryzgami o brzeg, ogromnej masy wodnej. Teraz miałam ją niemal u stóp. MUSIAŁAM jej dotknąć! Natychmiast!
Ruszyłam w kierunku morza, a ono wyszło mi na spotkanie. Nie wiem jak i dlaczego, ale w moją stronę runęła ogromna ściana ciemno-szmaragdowej wody. Ktoś krzyknął ostrzegawczo, lecz zanim się zorientowałam, fala już mnie pochwyciła i wywróciła. Miałam wrażenie, że cofając się, zabiera mnie ze sobą, więc z całej siły wbiłam dłonie w piasek.
Kiedy się podniosłam, z początku na czworaki, a dopiero potem na nogi, dobiegli do morza rodzice. Odciągnęli mnie od wody. Brat, nie zważając na to, że jestem caluteńka mokra, rzucił mi się na szyję.
Rozprostowałam zaciśnięte, pełne piasku palce… W lewej dłoni trzymałam przedziwny kamień. Na pierwszy rzut oka przypominał skamieniałą muszelkę, po jakimś czasie stwierdziłam, że to raczej skamieniały wewnątrz muszli piasek.
Mam ten powitalny dar od Bałtyku do dziś. Naprawdę niezwykły!
A mnie na całe życie pozostał ogromny sentyment do mórz i oceanów… Bez względu na pogodę, mogę bez końca wędrować ich brzegami. To nigdy nie jest monotonne i w żadnym wypadku mnie nie znudzi.
Tu macie wiersz, który wtedy napisałam:
Muszelkowy kamyk
Dzisiaj Bałtyk groźny
Kamyk mi darował
Jest naprawdę piękny
Choć nie kolorowy
Wygląda jak muszla
Zastygła w foremce
Jego kształt niezwykły
Utrwalę w piosence
Zachowam na zawsze
Ubierając w słowa
Bajkowy dar morza
Kamyk muszelkowy
I jak Wam się to podoba?
Taka już jest Ismogena. Zachłanna, spontaniczna, nigdy niesyta wrażeń i nigdy nieznużona odkrywaniem piękna.
Piękna krótkotrwałego, ulotnego jak letnie mgły, jak dziecięce baśnie, jak młodzieńcze wspomnienia. Piękna poetyckiego, trwającego jedynie przez chwilę. Przez mgnienie! A jednak niemijającego bezpowrotnie, bowiem zapisanego w jej wierszach i snach.
Ismogeno! Będziemy śnić Twoje wiersze.