Przed wybuchem
_
Odeszły wiersze, tak jakby ich nigdy nie było
Zabrała je ze sobą wymyślona miłość
Polana gęsto splątała wszystkie do niej drogi
Biegam po lesie, czas mija, a ja trafić nie mogę
Niebo zmieniło barwę, chmury drwią ze mnie złośliwie
Księżyca nie ma, choć pełnia, pustka bezgwiezdnie zadziwia
Zamykam drzwi i okna szczelnie kotarą zasłaniam
Nie chcę, żeby świat mi siłą wdzierał się do mieszkania
Książki kartki szczerzą, nawet te bardzo kochane
Na monitorze szaleje sinoszara zamieć
Nieogarniona nicość myśli marzenia pochłania
Zapadam się w nią bezwolnie, w apatii, bez szemrania
Jutro, jeżeli nadejdzie, już mnie nie zastanie
Dojrzy tylko puste, porzucone jak łachman, ubranie
Wszystko zmiotła próżnia, na słowa dźwięczne głucha
Aż do następnego wszechrzeczy wielkiego wybuchu
_